„Ryzyko wybuchu epidemii na terenach powodziowych uważamy za niskie. Niemniej jednak od piątku mamy związane z tą sytuacją wytyczne krajowego konsultanta ds. chorób zakaźnych i epidemiologii oraz GIS szczepień” – mówi dr n. med. Paweł Grzesiowski, Główny Inspektor Sanitarny.
„Powódź pozostawia po sobie dramatyczne zniszczenia, miałem okazje przez ostatnie dni to zobaczyć. Krajobraz jest taki, jak by przeszło trzęsienie ziemi i to o dużej skali. Domy są niekiedy całkowicie zburzone, wszystko jest zmieszane ze szlamem, błotem i elementami przyniesionymi przez wodę. Mamy spory problem z uszkodzonymi kolektorami ściekowymi i oczyszczalniami ścieków, które w wielu miejscach zostały zalane. Większość z nich jest wyłączona i ścieki trafiają bezpośrednio do rzek” – relacjonował w sobotę dr Paweł Grzesiowski z miejsca wydarzeń uczestnikom XXIII Ogólnopolskiej Konferencji „Polka w Europie”.
Woda ze studni nie nadaje się do picia
GIS podał, że obecnie jest ok. 120 wyłączeń lub częściowych unieruchomień wodociągów. Z tego ponad 60 wodociągów dostarcza wodę do kranów, ale trzeba ją przegotować przed spożyciem. Wodę w butelkach lub beczkowozami dostarczają mieszkańcom władze lokalne z ogromną pomocą wojska i straży pożarnej. Dr Grzesiowski przewiduje, że stan zaopatrzenia w wodę będzie się pogarszał, bo wraz z przesuwaniem się fali powodziowej będą zalewane kolejne miejsca zasilania wodociągów. Pocieszające jest, że inspekcja sanitarna sprawdza już wodę w pierwszych wodociągach, na terenach których woda powodziowa opadła. Sprawdza ją pod względem jakości chemicznej i mikrobiologicznej.
„Mamy problem ze studniami przydomowymi, a w niektórych wsiach były to jedyne źródła wody. Wszystkie zalane studnie muszą być wyłączone z użytkowania. Nie wolno pić wody z nich pochodzącej. Musi ona zostać w całości wypompowana, następnie taką studnię trzeba zdezynfekować – potrzebne do tego preparaty wydajemy nieodpłatnie. Po ponownym napuszczeniu woda musi być zbadana i ewentualnie dopuszczona do użycia, jeśli będzie bezpieczna dla konsumentów. Proces przywracania studni do użytku będzie długi, bo jeden wyspecjalizowany podmiot jest w stanie oczyścić nie więcej niż dwie-trzy studnie dziennie” – informuje Paweł Grzesiowski.
Zalana żywność musi zostać zutylizowana
Będziemy powtarzać jak mantrę – nie wolno spożywać żadnej żywności, która była poddana działaniu wody powodziowej. Ona jest teraz taka, jak by została wrzucona do szamba. Będziemy przeprowadzać kontrole w magazynach, hurtowniach, sklepach. Bardzo się obawiamy, żeby skażona żywność nie trafiła do obiegu w szarej strefie. Dlatego restauracje, punkty żywienia zbiorowego muszą przedstawić dokumenty dotyczące utylizacji. Obawiamy się przed wszystkim skażenia bakteriami kałowymi, które mają krótki okres wylęgania. Gdyby zakażona nimi żywność trafiła do obiegu, moglibyśmy się spodziewać masowych zatruć, zakażeń jelitowych, a tego bardzo byśmy chcieli uniknąć” – przestrzega Główny Inspektor Sanitarny.
tak należy traktować wszystkie przedmioty w domu, które zostały zalane przez wodę, należy umyć ręce i je zdezynfekować.
Bezpłatna pomoc psychologiczna dla osób poszkodowanych w powodzi
Zalecenia dotyczące szczepień na terenach powodziowych
Dr Grzesiowski powiedział, że pojawiają się fakenewsy, jakoby na terenach pozalewowych miała wybuchnąć epidemia. „To tak łatwo się nie dzieje” – uspokaja. „Musiałoby istnieć aktywne źródło zakażeń, a mowa jest o chorobach, których w Polsce w zasadzie nie ma. WZW A to zaledwie 230 przypadków od początku roku w całej Polsce. Jeszcze mniejsze jest ryzyko duru brzusznego, ponieważ my nie mamy rodzimego duru brzusznego od wielu lat. Pojedyncze zachorowania, które się zdarzają, to przypadki zawleczone. Trzy takie przypadki miały miejsce na Dolnym Śląsku, wszystkie pochodziły spoza Polski, czyli chorowali ludzie, którzy nabyli dur brzuszny za granicą, zostali wyleczeni i nie ma aktywnego źródła”.
Natomiast można się spodziewać masowych zachorowań na zatrucia pokarmowe wywoływane przez salmonellę czy escherichia coli, które są enterotoksyczne. W tym przypadku bardzo ważny będzie dostęp do wody, ale wydaje się, że w tej chwili nie brakuje wody pitnej zdatnej do spożycia. Podobnie jest z żywnością. „Mamy informacje z HUB-ów pomocowych, że jest zgromadzona ogromna ilość świeżej, niepowodziowej żywności i raczej nie ma obecnie ryzyka, że ludzie będą zmuszeni do odżywiania się zapasami sprzed powodzi” stwierdził Paweł Grzesiowski.
Choć ryzyko wybuchu epidemii na terenach powodziowych GIS uważa za niskie, niemniej wdrożone zostały specjalne wytyczne dotyczące szczepień.
„Na pierwszym miejscu stawiamy szczepienia przeciwko tężcowi, które są realizowane w dwóch trybach. Jako poekspozycyjne, czyli jeśli ktoś uległ wypadkowi i ma ranę skażoną, jest szczepiony zgodnie z polskim systemem szczepień. Drugi tryb to szczepienia przedekspozycyjne dla osób, które pracują na terenach zalewowych i mogą być narażone na wypadki. Każdy, kto w ciągu ostatnich 10 lat nie przyjmował dawki przypominającej, może przyjść, żeby się zaszczepić. Szczepienia są dobrowolne i bezpłatne. Zapewniliśmy ponad 150 tys. dawek szczepionki przeciwko tężcowi” – informuje Główny Inspektor sanitarny.
Jeśli chodzi o szczepienia przeciwko WZW A i durowi brzusznemu, zgodnie z wytycznymi, szczepiony będzie tylko personel pracujący przy utylizacji ścieków, naprawie kolektorów, biorący udział w działaniach związanych z infrastrukturą.
„Jeśli chodzi o odkażanie zalanych budynków użyteczności publicznej, skupiamy się przede wszystkim na tych, które powinny zostać jak najszybciej uruchomione, czyli przychodniach, aptekach, przedszkolach, szkołach, magazynach, sklepach. Oceniamy ich stan, wydajemy środki dezynfekcyjne chlorowe, które powinny być zastosowane przed ponownym otwarciem takiego obiektu, bo nie wystarczy tylko usunąć mechaniczne zanieczyszczenia, wyrzucić gruz czy szlam, potrzebne jest odkażenie” – wyjaśnia dr Grzesiowski.
Trzeba się zatroszczyć o kondycję psychiczną ratowników
Paweł Grzesiowski podkreśla, jak ważne jest teraz zadbanie o higienę psychiczną ratowników pracujących przy powodzi. „Póki adrenalina działa, nie czują zmęczenia, bólu, braku snu. Nie czują też ciężaru nieszczęścia, z którym się każdego dnia stykają. Po kilku, kilkunastu dniach obecny stres zacznie się odbijać na ich zdrowiu psychicznym, a więc rośnie ryzyko depresji, zaburzeń lękowych, epizodów psychotycznych, czy nawet – po dłuższym czasie – zespołu stresu pourazowego. O ten aspekt też musimy zadbać. Wiem, że minister zdrowia stara się zapewnić pomoc psychologiczną. Wiem, że uruchomione są linie telefoniczne, ale są też psychologowie na miejscu. I to bardzo dobrze, bo musimy zapobiec kryzysom psychicznym, które mogą nadejść”.
GIS: powodzie zwiększają ryzyko chorób