W Polsce jest 9 tys. osób, które korzystają z respiratora w warunkach domowych. To m.in. pacjenci z chorobami płuc, POChP czy powikłaniami pocovidowymi. – Dzięki temu możemy w ogóle egzystować. Jeżeli tego nie będzie, to po pewnym czasie następuje zapalenie dróg oddechowych czy zapalenie płuc i szpital. Czyli to jest coś, co jest koniecznością i co ratuje nasze życie – podkreśla Ryszard Rusnarczyk, prezes Stowarzyszenia „Jednym Tchem”. Mimo że kolejka potrzebujących tego rodzaju świadczenia się wydłuża, Ogólnopolski Związek Świadczeniodawców Wentylacji Mechanicznej wstrzymał właśnie przyjęcia nowych pacjentów. Powodem jest propozycja NFZ dotycząca obniżki wyceny tego świadczenia nawet o 60 proc.
– Zdecydowaliśmy się na wstrzymanie przyjęć nowych pacjentów w świadczeniu wentylacji domowej, ponieważ istnieje ryzyko, że po wejściu w życie nowych taryf, opracowanych przez AOTMiT, nie będziemy w stanie się tymi pacjentami opiekować – mówi dr Robert Suchanke, prezes Ogólnopolskiego Związku Świadczeniodawców Wentylacji Mechanicznej.
OZŚWM zrzesza podmioty, które od lat świadczą usługi na rzecz pacjentów wymagających wspomagania oddechu respiratorem w warunkach pozaszpitalnych. To pozwala odciążyć placówki – zwłaszcza w dobie pandemii COVID-19, kiedy każdy respirator i każde łóżko szpitalne jest na wagę złota. Na dodatek w Polsce takich pacjentów stale przybywa, nie tylko w związku z powikłaniami pocovidowymi, ale też m.in. rosnącym zanieczyszczeniem powietrza i większą częstotliwością występowania schorzeń dróg oddechowych.
– Większość z nas choruje na drogi oddechowe, POChP czy inne schorzenia, które powodują, że organizm potrzebuje tlenu, a pacjent musi być co jakiś czas podłączony do aparatury, która oddycha za niego. Ten tlen w czasie pogorszenia sytuacji zdrowotnej jest dostarczany kilka razy dziennie. I dzięki temu możemy w ogóle egzystować. Jeżeli tego nie będzie, to po pewnym czasie następuje zapalenie dróg oddechowych czy zapalenie płuc i szpital. Czyli to jest coś, co jest koniecznością i co ratuje nasze życie – mówi Ryszard Rusnarczyk, prezes Stowarzyszenia „Jednym Tchem”. – W pandemii zapotrzebowanie na tego rodzaju leczenie jest olbrzymie, przybywa coraz więcej pacjentów leczonych w ten sposób na drogi oddechowe.
W Polsce jest aktualnie ok. 9 tys. chorych, które korzystają z respiratora w warunkach domowych. Dużą ich część stanowią osoby starsze. W perspektywie kilku najbliższych lat będzie ich zdecydowanie więcej, nawet ok. 30-40 tys., ponieważ w ogromnej kolejce do tego świadczenia już czekają pacjenci chorzy na poważną chorobę cywilizacyjną, jaką jest przewlekła obturacyjna choroba płuc (POChP).
– Ta forma opieki jest najtańsza i jest ogromnym odciążeniem dla płatnika. Nie ma personelu medycznego 24 godziny na dobę, nie ma wyżywienia, nie ma prania i szeregu innych rzeczy, które muszą być zapewnione w szpitalu – mówi dr Robert Suchanke. – Na oddziałach intensywnej terapii stawka dzienna jest często kilkadziesiąt razy wyższa od naszej, którą otrzymujemy za jednostkę rozliczeniową, czyli tzw. osobodzień. Podobnie jest ze świadczeniami w zakładach opiekuńczo-leczniczych dla wentylowanych, pobytach w szpitalu na oddziale pulmonologicznym czy w jednostkach Polwentu, gdzie diagnozuje się chorych z przewlekłą obturacyjną chorobą płuc. Potem wysyła się ich do domu, gdzie też my przejmujemy nad nimi opiekę.
– Wszędzie w krajach europejskich na ten cel daje się duże środki, ponieważ to sprawia dużo mniejsze kłopoty systemowi opieki medycznej i samym pacjentom – dodaje Ryszard Rusnarczyk.
Mimo rosnącego zapotrzebowania na tego rodzaju świadczenia 6 grudnia OZŚWM wstrzymał przyjęcia nowych pacjentów wymagających wspomagania oddechu respiratorem. Ma to związek ze stanowiskiem Rady ds. Taryfikacji Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji (AOTMiT), która zaproponowała obniżenie wyceny tego świadczenia nawet o 60 proc., co – jak podkreśla związek – jest stawką nierealistyczną, dużo poniżej kosztów wykonania.
– W przypadku wejścia tak radykalnych obniżek taryf praktycznie wszystkie podmioty świadczące takie usługi będą mieć poważne kłopoty. Tym bardziej że od czterech lat nie wzrastają nam kontrakty i rokrocznie zaczynamy rok z nadwykonaniami. Te nadwykonania nie są nam w całości spłacane, musimy o nie walczyć w sądzie, a propozycje NFZ sięgają raptem 30–40 proc. spłaty – tłumaczy prezes Ogólnopolskiego Związku Świadczeniodawców Wentylacji Mechanicznej.
– Te pieniądze, które nam odbiorą, nie wystarczą nawet na leczenie tych ludzi, którzy już mają aparaty – dodaje prezes Stowarzyszenia „Jednym Tchem”. – Myślałem, że ktoś pomylił plusa z minusem i dostaliśmy 60 proc. dotacji, ale okazało się, że jest wręcz odwrotnie. I to jest niezrozumiałe, bo ekonomicznie to świadczenie jest niesamowicie opłacalne dla państwa. Odpadają bardzo wysokie koszty związane z opieką w szpitalu, a w dobie pandemii ludzi chorych na płuca przybywa. Ja tego po prostu nie mogę zrozumieć.
OZŚWM podkreśla, że tak radykalna obniżka wyceny, która ma wejść w życie 1 stycznia 2022 roku, wpędzi w kłopoty finansowe większość świadczeniodawców. Zwłaszcza że prawie wszyscy już dawno przekroczyli limity przyjęć na ten rok, a część z nich do dzisiaj nie otrzymała spłaty pełnych nadwykonań za lata 2018–2020. W efekcie nie będą mogli kontynuować opieki nad pacjentami w warunkach domowych, którzy w konsekwencji trafią do szpitali.
– My wszyscy, chorzy, którzy wentylują się mechanicznie – jesteśmy śmiertelnie wystraszeni tym, co się stało. Jeżeli ta forma opieki zostanie nam odebrana, to będzie tak, jakby – mówiąc brzydko – ktoś nas po prostu uśpił. To jest dla nas konieczny ratunek – podkreśla Ryszard Rusnarczyk.
Prof. Dąbrowski: Pacjent leczony z użyciem respiratora może i powinien ćwiczyć
OZŚWM wskazuje, że przede wszystkim propozycja wyceny AOTMiT została oparta na nierzetelnych podstawach. Nie uwzględnia też analizy danych kosztowych pozyskanych od świadczeniodawców. Szereg krytycznych uwag do tej propozycji złożyli już zresztą także m.in. anestezjolodzy, pulmonolodzy i sami pacjenci.
– Wszyscy świadczeniodawcy solidarnie otworzyli się przed AOTMiT-em, której zostały przekazane pełne dane księgowe. Natomiast one nie zostały niestety wykorzystane przy opracowaniu tej taryfy. Nie uwzględniono np. stawek lekarskich i pielęgniarskich, stawek rehabilitantów – wskazuje dr Robert Suchanke.
Jak podkreśla, niezrozumiały jest fakt, że AOTMiT zdecydowała się na tak radykalną obniżkę wyceny wyliczonej jeszcze w 2016 roku, podczas gdy w ciągu tych pięciu lat niemal wszystko – w tym np. koszty wynagrodzenia personelu, transportu do domów pacjentów, zakupu sprzętu etc. – wręcz radykalnie podrożało.
– Dziwi nas, że po pięciu latach od opracowania tej taryfy spotykają ją takie cięcia. Tym bardziej że trudno znaleźć dziedzinę, w której podczas tych pięciu lat doszłoby do obniżek. My kupujemy ten sam sprzęt, co np. Niemcy czy Amerykanie. Stawki dla personelu też wzrastają – zwłaszcza na przestrzeni tych ostatnich dwóch lat, w czasie pandemii COVID-19. My pracujemy m.in. z anestezjologami i pulmonologami, którzy walczą z koronawirusem w każdym szpitalu, i mamy kłopot, żeby ich namówić do tej pracy, a stawki niestety rosną – mówi dr Robert Suchanke.
Prof. Gut: Omikronu obawiam się, ale tak samo, jak każdego innego wariantu koronawirusa