Obecnie nie prowadzi się – ani w Polsce, ani w Europie – programów przesiewowych z oceną stężenia PSA, których celem byłaby wczesna identyfikacja mężczyzn z rakiem prostaty. Wynika to z tego, że podejrzenie lub wykrycie raka prostaty skutkuje konkretnymi działaniami, które nie zawsze przynoszą pacjentowi wymierne korzyści.
– Białko PSA jest produkowane przez komórki prostaty, a jego zwiększone stężenie w surowicy krwi świadczy o chorobie prostaty. Jeśli u mężczyzny zostanie stwierdzone wysokie stężenie PSA, to należy go dalej badać. Gdyby skonstruować skrining populacyjny i wszystkim mężczyznom w określonym wieku oferować badanie poziomu PSA, to zaczęlibyśmy wykrywać bardzo dużo raków, ale duża część z nich nie ma znaczenia – po prostu nie zagrażają bezpieczeństwu mężczyzn. Nie każdy rak prostaty musi być leczony – mówi dr hab. n. med. Jakub Żołnierek z Kliniki Nowotworów Układu Moczowego Narodowego Instytutu Onkologii im. Marii Skłodowskiej-Curie – Państwowego Instytutu Badawczego w Warszawie.
Ekspert podkreśla, że Europejskie Towarzystwo Urologiczne (EAU), kierując się wynikami badań z bardzo dużą kohortą, w najnowszych rekomendacjach zaleca, żeby wykonywać test stężenia PSA mężczyznom, którym się wcześniej wyjaśni, co ten test może oznaczać, i że być może zostanie rozpoznana choroba nowotworowa, która nie będzie leczona, albo będzie leczona, jeżeli będzie tego wymagała.
– Nie powinniśmy oferować testu PSA pacjentowi, którego spodziewany czas przeżycia wynosi nie więcej niż 15 lat. Zdaję sobie sprawę, że to jest problematyczny zapis. Ktoś może pomyśleć, że nie chcemy mu pomóc ze względu na zaawansowany wiek. To nie do końca tak jest. Po prostu kalkulujemy, czy warto starszego człowieka bioptować (wykonywać biopsję guza), narażać na powikłania diagnostyki inwazyjnej, a potem leczyć, bo rodzina będzie naciskała, a de facto on nawet tego leczenia nie będzie wymagał. Między innymi z tego powodu test PSA powinien być wykonane zawsze po przeprowadzeniu rozmów edukacyjnych” – wyjaśnia dr hab. Jakub Żołnierek.
Głównym zarzutem wobec populacyjnych badań PSA jest zatem diagnozowanie nowotworów, które są nieme klinicznie – nie dają żadnych objawów i do końca życia mogą się nie ujawnić, a chory z ich powodu nie umiera. Pozytywny wynik badania, pomimo braku dolegliwości i istotności klinicznej dla chorego, skutkuje natomiast wykonaniem inwazyjnych procedur diagnostycznych oraz terapeutycznych, których można by uniknąć.
Większość mężczyzn z nowotworami wykrytymi w biopsji ma operację lub radioterapię, nawet jeśli mają guzy niskiego ryzyka. Tymczasem zarówno operacja gruczołu krokowego jak i radioterapia wiążą się z wysokim ryzykiem długotrwałej dysfunkcji układu moczowego, jelit, zaburzeń erekcji. Deprywacja androgenów powoduje liczne skutki uboczne, takie jak zmęczenie i utrata libido podczas leczenia oraz zwiększa długoterminowe ryzyko incydentów sercowo-naczyniowych.
Pomimo oficjalnych wytycznych i stanowisk towarzystw naukowych, w Wielkiej Brytanii u osób po 80. r.ż. dwukrotnie częściej wykonuje się badania PSA niż u mężczyzn 50-letnich. Podobnie jest we Francji, Włoszech, Niemczech i Irlandii, gdzie udział chorych po 70. r.ż. poddawanych rutynowym badaniom PSA jest wysoki.
Rak prostaty odporny na kastrację – zespół dr. inż. P. Zaręby pracuje nad nową strategią leczenia
Argumenty przeciwko systemowym badaniom przesiewowym w kierunku raka prostaty
Nie każdy mężczyzna z wyższym stężeniem PSA ma raka prostaty, więc niepotrzebne jest narażanie go na dodatkowe badania i stres.
Nie każdy mężczyzna ze stwierdzonym rakiem prostaty wymaga leczenia. Rak prostaty często ma bardzo powolny przebieg i nie musi spowodować wymiernych szkód. Dotyczy to zwłaszcza starszych mężczyzn, którzy mają już inne problemy zdrowotne. Nie ma sensu narażać ich na niepotrzebne procedury lecznicze.
Część pacjentów po badaniu przesiewowym jest kwalifikowana do ścisłej obserwacji, co jednak wiąże się z powtarzanymi badaniami, ale też stresem związanym ze świadomością istnienia nowotworu.