Konferencja „Bariery w dostępie do odczulania polskich pacjentów – potrzeba zmian systemowych poświęcona była problemom pacjentów, uczulonych na jad owadów błonkoskrzydłych, którzy mierzą się z wieloma barierami w dostępie do odczulania.
W Polsce odczulanie w kierunku jadów owadów błonkoskrzydłych jest prowadzone, ale dominuje jego ultraszybki sposób. Polega on na tym, że u chorego dawkę terapeutyczną osiąga się w ciągu jednego dnia. Niestety, metoda ta niesie ze sobą ryzyko wystąpienia reakcji anafilaktycznej, stąd też odbywa się w warunkach szpitalnych. Świadczą ją jedynie 33 ośrodki szpitalne na terenie kraju. Wpływa to znacząco na ilość pacjentów, którzy korzystają z tej formy leczenia.
– W Polsce mamy około 3000 pacjentów objętych immunoterapią z powodu alergii na jad owadów błonkoskrzydłych, co oznacza, że spora liczba osób nie zgłasza się do lekarza, znaczna też część może po prostu unikać kolejnych użądleń i nie poddawać się diagnostyce -powiedział prof. prof. Krzysztof Kowal, przewodniczący Sekcji Immunoterapii Swoistej Polskiego Towarzystwa Alergologicznego, z Kliniki Alergologii i Chorób Wewnętrznych oraz Zakładu Alergologii i Immunologii Doświadczalnej Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku.
– Dane epidemiologiczne wskazują, że około 20 procent populacji ogólnej może być uczulone najad owadów błonkoskrzydłych, z czego u 1 do 5 procent należy rozważyć poddanie odczulaniu – dodał prof. Marek Jutel, Prezydent Europejskiej Akademii Alergologii i Immunologii Klinicznej, kierownik Katedry i Zakładu Immunologii Klinicznej Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu. – Wynika z tego, że w rzeczywistości odczulaniu powinno być w Polsce poddanych kilkadziesiąt tysięcy osób, by każdy, kto tego wymaga, był zabezpieczony.
Dlaczego odczulanie jest takie ważne?
Objawy kliniczne u uczulonych na jad owadów błonkoskrzydłych mogą być bardzo różne. Zazwyczaj pojawia się duży obrzęk i zaczerwienienie skóry w miejscu, w którym doszło do użądlenia – powoduje to dyskomfort, ból. – To, czego należy się bać, to reakcja systemowa – podkreślił prof. Jutel. – Przy bardzo ciężkiej reakcji dochodzi do wstrząsu anafilaktycznego. Pojawiają się problemy z oddychaniem, objawy ze strony układu sercowo-naczyniowego takie jak tachykardia, zawroty głowy, uczucie osłabienia, spadek ciśnienia tętniczego, omdlenie, utrata przytomności, a nawet, w niektórych sytuacjach, zgon. Należy pamiętać, że reakcja ta następuje bardzo szybko, w ciągu sekund-kilku minut. Immunoterapia jest więc działaniem profilaktycznym, które chroni przed tym uczulonego pacjenta.
– Przeżycie wstrząsu anafilaktycznego jest dla pacjenta bardzo traumatyczne, przecież znalazł się w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia – tłumaczyła Katarzyna Korpolewska, psycholog. – Pacjent zaczyna odczuwać lęk, który pogłębia świadomość, że sytuacja może się powtórzyć, a zagrożenie jest trudne do uniknięcia. Często ten lęk powoduje, że pacjent uczulony na jad owadów błonkoskrzydłych (a również i jego rodzina), rezygnuje z wielu aktywności.
– Owady możemy spotkać wszędzie, więc nawet wyjście do lodziarni może skończyć się dla naszego pacjenta użądleniem – dodał prof. Kowal.
– Lęk u naszych pacjentów jest jednym z objawów choroby – podkreślił prof. Jutel. – Stąd odczulanie ma kapitalne znaczenie przede wszystkim dla poprawy jakości życia.
– Świadomość zagrożenia wśród pacjentów jest bardzo różna – zaznaczył Grzegorz Baczewski, prezes Fundacji Centrum walki z Alergią. – Pacjenci, u których wystąpił wstrząs anafilaktyczny starają się poddać odczulaniu. Ci, którzy do tej pory doświadczyli objawów lżejszych, nie mając za sobą doświadczenia traumy bezpośredniego zagrożenia życia, często zwlekają. Trzeba też pamiętać, że leczenie jest dla pacjenta uciążliwe, trwa wiele lat i w Polsce jest związane z koniecznością wizyt w szpitalu, często oddalonym od miejsca zamieszkania.
Jak robią to inni?
– W Polsce leczenie jest refundowane jedynie w ośrodkach szpitalnych, leczenie ambulatoryjne jest w 100. procentach płatne, co znacząco ogranicza jego dostępność dla pacjentów – wyjaśnił prof. Jutel.
– W Austrii stosujemy preparaty z jadu pszczelego w formie depot od ponad 20 lat – powiedział prof. Gunter Sturm, przewodniczący Grupy Roboczej ds. Nadwrażliwości na Jad Owadów, Europejskiej Akademii Alergii i Immunologii Klinicznej (EAACI). – Skuteczność immunoterapii zwykle sprawdzamy przeprowadzając próby z żywym owadem. Okazuje się, że 85 do 90% pacjentów jest w pełni zabezpieczona po osiągnięciu dawki podtrzymującej. Profil skuteczności jest bardzo podobny do profilu preparatów w roztworze wodnym. Preparaty w roztworze wodnym i w formie depot, czyli o przedłużonym uwalnianiu, nie różnią się skutecznością. Jeszcze kilka lat temu proces immunoterapii w szpitalach oparty był o stopniowe zwiększanie dawek. To było tradycyjne podejście. Z drugiej strony mieliśmy bardzo czasochłonny protokół zwiększania dawki przez 15 tygodni w trybie ambulatoryjnym. Czerpiąc inspirację z Hiszpanii, opracowaliśmy 7-tygodniowy system podawania zwiększonych dawek, który okazał się bezpieczny i skuteczny. Obecnie coraz więcej pacjentów przyjmuje rosnące dawki preparatów ambulatoryjnie, w ramach specjalistycznych ośrodków lub nawet w prywatnych gabinetach lekarskich. Pacjenci bardzo to sobie cenią, ze względu na bezpieczeństwo. Zarówno oni, jak i lekarze mogą zaoszczędzić w ten sposób dużo czasu. Gdy pacjenci mogą wybierać pomiędzy pobytem w szpitalu a leczeniem ambulatoryjnym, zwykle wybiorą to drugie. W Austrii zarówno dawkowanie w ramach pobytu w szpitalu, jak i ambulatoryjnie jest refundowane, więc nic nie stoi na przeszkodzie, by poddać się immunoterapii poza szpitalem. Pacjenci są zadowoleni i jest to dużo tańsze dla systemu ochrony zdrowia, więc w ostatnich latach przeszliśmy z podawania rosnących dawek w szpitalu do trybu ambulatoryjnego, bo jest to bezpieczne i skuteczne. Terapia jest bardzo bezpieczna, szczególnie w przypadku pacjentów uczulonych na jad os. Jak wiadomo, immunoterapia z użyciem jadu pszczelego zwykle wiąże się z większą liczbą zdarzeń niepożądanych. Jednak częstotliwość zdarzeń niepożądanych jest bardzo zbliżona do tej, która występuje w przypadku terapii szpitalnej i są one zwykle bardzo łatwe do opanowania. Dlatego też, jeśli lekarze prowadzący tę formę terapii są bardzo doświadczeni, a nawet mają choć odrobinę doświadczenia, odczulanie ambulatoryjne jest naprawdę bezpieczne.
Na zmianach skorzystałby i pacjent, i system
– Zgodnie z obecnym sposobem finansowania koszty ponoszone przez płatnika za odczulenie jednego pacjenta w warunkach szpitalnych w ramach grup P32 i S33 wynoszą 63 tys. zł – tłumaczył prof. Marcin Czech. – Faza inicjująca to koszt 2 tys. zł a faza podtrzymująca – 61 tys. zł. Na całą procedurę składają się 52 podania po 1060 zł, zakładając udział jednej i drugiej grupy. Dla porównania w trybie ambulatoryjnym, mamy fazę inicjującą składającą się z 15 wizyt kosztujących 2,5 tys. oraz fazę podtrzymująca – liczącą 42 podania wycenione łącznie na kwotę 17,5 tys. zł. Łącznie koszt całkowity tej procedury, zakładając refundację leku, za odczulenie jednego pacjenta, wynosi 20 tys. zł.
– Zakładając, że tylko jedna trzecia pacjentów obecnie odczulanych, czyli 1000 osób zamiast w trybie szpitalnym, otrzyma leczenie w trybie ambulatoryjnym, to na jednym takim pacjencie NFZ zaoszczędzi 43 tys. zł, co przy 1000 pacjentów daje oszczędność rzędu 43 mln. zł w ciągu pięciu lat. Te oszczędzone pieniądze można wykorzystać zwrotnie, po to by odczulić większą liczbę chorych – podkreślił prof. Czech. – Takie rozwiązanie jest korzystne nie tylko dla systemu, ale i dla pacjenta. dla wszystkich. Płatnik zaoszczędzi na procedurach, które są bardzo kosztochłonne, lekarz będzie mógł uelastycznić proces odczulania, co da mu większą gwarancję, że pacjent nie przerwie leczenia i doprowadzi proces odczulania do końca, pacjent z kolei uzyska leczenie bliżej miejsca zamieszkania, co dodatkowo zredukuje koszty pośrednie, związane z utratą produktywności pacjentów.
– Każda procedura wykonywana ambulatoryjnie jest tańsza i szybsza od świadczeń szpitalnych, które wiążą się z olbrzymimi kosztami. Dlatego takie świadczenia szpitalne powinny być zarezerwowane dla osób, które rzeczywiście tego potrzebują – dodaje prof. Krzysztof Kowal.
Źródło: Konferencja „Bariery w dostępie do odczulania polskich pacjentów – potrzeba zmian systemowych” Centrum Prasowe Foksal